Poślizg z powodu ferii to nic, w porównaniu z tym, ile stół się nastał w domu , w swojej pierwotnej formie ... 7 lat ... zostawiam bez komentarza i zapraszam do sypialni, gdzie jakiś czas temu znalazł sobie miejsce , jak sądzę docelowe.
Stół i nadstawka przeszły dokładne szlifowanie po czym zmieszałam trochę beżowej i popielatej farby arylowej wodnej do drewna i metalu , mieszankę rozcieńczyłam i wtarłam przy pomocy gąbki . Oprócz tego ,że należało ujednolicić koloryt dwóch różnych gatunków drewna ,chodziło mi o to, by uzyskać wypłowiały od słońca koloryt drewna ... w każdym bądź razie z efektu końcowego jestem zadowolona . Gdzieś na końcu TEGO WPISU , stół przed zmianami.
Zależało mi też na rozjaśnieniu tego kąta , ściana wschodnia ,tak więc słońce nigdy jej nie oświetla , a ciemne meble jak się przekonałam , tylko potęgowały ten efekt. Zanim zabrałam się za stół ,zrobiłam lustro ,miało kolor mahoniowy , kinkiety ciemnobrązowe , dekory wieńczące boczne deski , czarne , jedynie boczne dechy na których zostały zamontowane kinkiety były nowe , tak ,że było dogłębne szlifowanie ...prawie w pocie czoła . Na koniec wszystko razem zmontowane i spatynowane w taki sam sposób jak stół.
Tak się składa ,że kinkiety to też kolejni rekordziści w zaleganiu w moim magazynie części do wykorzystania , ze wstydu nawet nie napiszę , ile lat one się kurzyły w warsztacie , za cierpliwość dostały nowe ubranka do abażurów z lnu i namalowanymi farbką do tkanin inicjałami ...
tak wyglądały przed zmianami ...
a tak w pełnym oświetleniu.
Wygrzebałam z archiwum jak wyglądało lustro przed , bo jak już wpadło mi w ręce to oczywiście zapomniałam o zdjęciu.
A teraz przyległości , czyli to co wpadało mi pod ręce z przypadku i odwlekało konkretną robotę nad stołem i lustrem. Nawijaki na len już pokazywałam , troszkę je jeszcze dopracowałam , a tak naprawdę , to wypadało je w czymś umieścić ...
nieoceniona okazała się jak zwykle pobliska klamociarnia w której trafiłam na drewniany pojemnik wprost wymarzony do tego celu. Pojemnik miał jeszcze klapę ,którą wymontowałam ...
całość oszlifowana , po czym jedynie brzegi zabarwiłam rozcieńczoną czarną farbą akrylową wodną , po wyschnięciu przetartą . Na koniec ozdobiłam wydrukami (ksero) przeniesionymi za pomocą Nitro .
Tu z kolei wyszedł mi prawie niciak , zaczęło się od prostej skrzynki do której jak się okazało idealnie dopasowało się gabarytami , zdemontowane wieko z pojemnika na nawijaki . Dodałam uchwyt, który swego czasu dostałam od Basi i czekał na swoje pięć minut. Zresztą muszę tu koniecznie wspomnieć ,że Basia założyła blog Ma petite meuliere , zachęcam do wizyty w jej domostwie ,o jakim pewnie większość z nas marzy ... no cóż , niestety tylko w tamtych regionach ,można zamieszkać w takim marzeniu! A wracając do skleconego cudaka-niciaka , na koniec dostał nóżkę na kółkach ... kolejna wyszukana cześć zamienna z zapasów warsztatowych . Tylko nie myślcie sobie ,że wyglądała tak w chwili zakupu , trzymała się w kupie na słowo honoru , dopiero myśl ,że może i dobrze jej będzie na stałe ze skrzynką ,zmobilizowała mnie do jej sklejenia i oszlifowania.
Kolejna skrzynka na narzędzia , a w niej moja ulubiona kolekcja grzybków do cerowania.
i jeszcze jedna ... odświeżona szlifowaniem .
Reszta , to już nadprodukcja zdjęciowa , czyli co się dzieje w sypialni dookoła SEKRETARZYKA , bo stołem kuchennym go już nie nazwę.
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich odwiedzających skromne progi Jagodowe , i do miłego !
Pa, pa.