29 marca 2011

Utknęłam w pralni !

Poczułam w końcu wiosnę ,a objawiło się to pędem do porządków. Zaczęłam od pralni ,składowiska środków czystości i niestety utknęłam na dobre . Pomieszczenie szumnie zwane pralnią było przeze mnie haniebnie zaniedbane , od początku palcem nie tknęłam by jakoś udomowić to pomieszczenie a wszystko przez rury. Stąd właśnie rozchodzi się po domu , woda i ogrzewanie , dlatego na każdej ścianie jest rur w różnych rozmiarach skolko ugodno ! Nie dość ,że rury to jeszcze piec olejowy , bojler , zlewozmywak ,pralka ,suszarka .... i jak tu człowieku połączyć wszystko w przytulne wnętrze! Nieraz przeglądałam w necie z zazdrością w oku pięknie urządzone pralnie ,po czym schodziłam do mojego przybytku czystości i smętnie mu się przyglądałam ... nooooo nie da sięęęęę ! Do czasu . Zaczęło się niewinnie , od zdjęcia zasłon do prania ,po czym stwierdziłam że materiału jest jak dla mnie o wiele za dużo , jak na tak małe okno. Jedną podzieliłam i uszyłam dwie , z drugiej powstała zasłona na prosty regał który straszył swoją zawartością , żebym nie wiem jak układała na półkach i tak wyglądało to niezbyt atrakcyjnie . Ale ..... zaczęło się robić przyjemnie . Jak tak ,to czemu by nie poszerzyć funkcji pralni o kąt do szycie . Z warsztatu przyciągnęłam stół ,który kiedyś odratowałam przed zakończeniem żywota w ognisku .Na stole stanęła maszyna do szycia , zasiadłam przy niej ... hmm , stare okno trzeba by było czymś zasłonić . Znalazłam kawałki muślinu ,uszyłam i ... jak zwykle zaczęłam szukać ....znalazłam kawał miedzianej rurki , pozostałość poremontowa , nada się do zawieszenia zazdrostki. Miło coraz bardziej . Zaczęłam się rozkręcać i znosić różności do dalszego uprzyjemnienia wyglądu już PRALNIO -SZWALNI.


Kąt do szycia jak się patrzy, przedtem maszyna stała w warsztacie , a tam najczęściej pyliło się niemiłosiernie przy szlifowaniu. Zanim posprzątałam pylicę przygotowując się do szycia ,to najczęściej chęć siadania przy maszynie bezpowrotnie mijała , teraz takiej wymówki mi zabraknie(?) W międzyczasie zamaskowałam deskami rury biegnące pod sufitem ,a te których nie dało się zasłonić pomalowałam by ujednolicić kolorystycznie.

Zrobiłam sobie poduszkę na igły i szpilki ... dobrze widzicie... drewniana popielnica !
Kupiłam ją kiedyś w klamociarni ze względu na toczoną nogę , nawet nie przypuszczałam ,że zaistnieje jako poduszeczka na szpilki i to doskonale spisująca się w praktyce.
Jedyną rzeczą w jaką zainwestowałam jest półka ,oczywiście zakupiona w ulubionej klamociarni ,troszkę pozmieniałam ,wisi półką do ściany by można było zamontować wieszaki , dodatkowa deska jako półka i malowanie całości .Z rozbiegu oszlifowałam i pomalowałam ramę lustra ... pomyślałam ,że będzie pasować do tego kącika .


Pomalowałam karnisze , których elementy były chyba w czterech kolorach , wykorzystałam po prostu to co zostało z poprzedniego mieszkania. Ten akurat zamocowany do sufitu służy jako drążek na wieszaki.

Do tego momentu szło gładko , aż trafiłam na grzmota .. czyli bojler. Zdobić nie zdobi ,a wisieć musi ...ale właściwie dlaczego ma nie zdobić , a przy tym jednocześnie praktyczną funkcję spełniać ??? Uszyłam mu ubranko ,moja wersja nabojlerowego pele-mele .
Uszyte ze sztywnego lnu z ociepliną w środku ,przepikowane + tasiemki ,guziki ,obramowane jaśniejszym lnem z którego uszyłam też taśmy ,dzięki którym pele-mele zamocowane jest na grzmocie.
Nowe zastosowanie tablicy jako suszarki do pędzli i tak je tu czyszczę więc dlaczego nie mają mieć honorowego miejsca .
Jeszcze jedna strasząca swoją zawartością szafka dostała nowe zasłonowe drzwiczki .
I tak przesiedziałam tu kilka ostatnich dni ,starając się oswoić wnętrze . Zastanawiałam się nawet czy pokazywać to wszystko , przecież w porównaniu z pięknymi pralniami jakie napotkałam w necie, ta moja to wnętrzarski Kopciuszek , na dodatek wszystko z odzysku. Z drugiej jednak strony zadowolona jestem bardzo, nie było nic ,a dzięki kilku zabiegom zrobiło się ... tu musicie uwierzyć mi na słowo ...naprawdę przytulnie.
Mam taką swoją, małą, pachnącą świeżością pralnio-szwalnię , małe a cieszy .
Widoku pieca Wam oszczędzę ... a i tak go zasłoniłam pionowymi żaluzjami pozostałymi po poprzednich właścicielach ... no i jak tu coś wyrzucać !


Pozdrawiam serdecznie i do miłego!

15 marca 2011

Obrazki do łazienki i kilka drobiazgów.

Wymieniłam w końcu tymczasowe wyklejanki w łazience na nadruki na płótnie , uzbierała się właśnie odpowiednia ilość upolowanych drewnianych ramek ,tak ,że czas było je czymś wypełnić . By nadruki się lepiej prezentowały zrobiłam z grubego płótna passe-partout , przydał się Varnish Gloss ,którym kiedyś zabezpieczałam nadruki a po jego zastosowaniu płótno staje się sztywne . Taki nowy patent na to by materiał się nie strzępił i można go było idealnie równo przyciąć . Na lewej stronie wyrysowałam okienko ,które następnie pomalowałam Varnish Gloss a po wyschnięciu wycięłam środek .
Wystarczy zamocować tak wycięte płótno na kartonie za pomocą taśmy dwustronnie klejącej i mamy proste w wykonaniu passe-partout .

Kształtne cztery gracje.
Ramki po przetarciu papierem ściernym przemalowałam tylko brązem , by ujednolicić kolorystycznie , za to przecierki ....
powstały na ścianie . Poprzednia wersja się opatrzyła ,zmiana mała , jednak wydaje mi się ,że lepiej to teraz wygląda .

Pewnie to pierwsze moje objawy wiosennych tęsknot , bo chodzę po domu i zmieniam co nieco , drobiazgi ... np. świecznik robi teraz za podstawę do doniczki .

Przy okazji mam pytanie , mój kilkuletni storczyk kwitł długo i obficie do czasu , aż pęd kwiatowy obumarł . Od tego momentu poszedł w zielone i wyrastają mu nowe liście. Czy jest szansa ,że wyrośnie nowy pęd kwiatowy ?????? Jeszcze jeden kwiatek , malutka gardenia dla której na szybko powstała taka szklarenka . Klosz , osłona świecy zakupiony ostatnio w klamociarni ,drewniana podstawa i pokrywa od słoika z kuchni.
Czekam jak zakwitnie i się będę zaciągać zapachem uwięzionym w kloszu.

Wiosenne tęsknoty objawiły się też produkcją wycinanych motylków ,wydrukowanych na papierze nutowym .
Tak naprawdę to snuję się jakoś mało zorganizowana , dobrze chociaż ,że udało mi się w końcu zrobić obiecany dawno w prezencie urodzinowym, komplet sztućców sałatkowych. Mam nadzieję , że obdarowana wybaczy mi tą obsuwę czasową.
Ostatni weekend za to był ruchliwy , Tusia miała urodzinowy babiniec z koleżankami i na szybko wypróbowałam przepis na ciasteczka . Rzeczywiście , przepis prosty i smaczny.
Ciasto robi się z :
1 kostki miękkiego masła ,
1 średni serek Danio ,
2,5 -3 szkl. mąki ,
1 cukier waniliowy .
Wystarczy połączyć składniki ( powstaje ciasto o konsystencji jak na kruche ciasteczka )włożyć na 1 godzinę do lodówki. Po rozwałkowaniu wycięłam kwadraty i powstały koperto-sakiewki z nadzieniem z plasterków jabłka ,posypanego cynamonem i brązowym cukrem. Piec na pergaminie ,15 min w 180 stopniach.

Udało mi się uwiecznić nawet przygotowania do imprezy ...jak nigdy wyrobiłyśmy się przed czasem.
Pozdrawiam wszystkich, tęsknie wyglądając tej prawdziwej ciepłej wiosny.
Do miłego , następnego ,ciekawe kiedy mi ten marazm przejdzie ..... ło Matko jak mi się nic nie chce!!!
Related Posts with Thumbnails