28 lipca 2009

A miało być...

Post z dużym opóźnieniem ,miałam go zamieścić w zeszłym tygodniu , nawet zdążyłam wkleić zdjęcia . Niestety nie dane mi było dokończyć .Ale po kolei....
W poprzednią sobotę udało mi się zakupić kilka rzeczy ,część w nowo odkrytym miejscu ,a część w zaprzyjaźnionej klamociarni. I już zaplanowałam sobie następny tydzień na pracy przy nich ... i nic z tego nie wyszło. Początek tygodnia ...trzeba jechać do ludzi ,czyli do miasta ,pozałatwiać ,zakupić ,i tym podobne przyziemne sprawy ... duuuuże poświęcenie , bo wołami mnie trudno do miasta zaciągnąć!
Wtorek ,chyba się musiałam odstresować po miejskiej wycieczce , ogarnął mnie całodzienny szał porządkowy, domowo-ogrodowy. Myślałam sobie ... jutro przyjemności ,czyli zabiorę się za klamoty .
Środa , przyplątały się wiśnie ... znowu nici z przyjemności. Zabrałam się za robienie konfitur .

I tak, z myślą o uprzyjemnieniu sobie trochę otoczenia ,powstał bukiet liliowy.

Chwila spokoju...

Wieczorem ,mąż przyjeżdża z darami , gdzieś na trasie ,zakupił prawdziwki i kurki ...no to do roboty! Jeszcze tylko musiałam jechać do cioci i pożyczyć suszarkę do grzybów. Wróciłam nie tylko z suszarką ,ale z kwiatami i fasolką .Dobra i tak będę siedzieć w kuchni przy grzybach ,to co mi szkodzi ,część fasolki mogę przygotować i zamrozić.

Powstały kurki w zalewie octowej ...
i zapas suszonych prawdziwków .

Czwartek , Tuśce zachciało się zupy szczawiowej . Nie ma sprawy ... na działce szczawiu pod dostatkiem ,pleni się w najlepsze , narwę więcej ,będzie zapas.
Taki koncentrat szczawiowy własnej roboty ,jest o niebo lepszy niż gotowiec ze sklepu!
Wystarczy, opłukane liście szczawiu zagotować z małą ilością wody ( 10 minut)osolić , zmiksować ,przetrzeć przez sito . Jedyna niedogodność ... duża ilość liści szczawiu . Z pełnego 9 litrowego garnka ,wyszło 5 słoiczków!
Po południu zrobiło się spokojnie i chciałam poblogować ...to była właśnie cisza przed burzą. Oj działo się ...wichura trwała pół godziny . Prąd wyłączyli na kilkanaście godzin a połączenie z netem odzyskałam dopiero wczoraj.
W piątek nastąpiło szacowanie strat i porządkowanie usłanego połamanymi gałęziami ogrodu .
Szkoda mi stareńkiej renklody , drzewo było już nadłamane ,ale owocowało pięknie .
Trochę połamanych gałęzi na śliwkach .
Brzoza

W tym tygodniu za to zdążyłam ( ale bez planowania) pomalować mini amforę i zrobić malutki bukiecik z suszonych róż ,którymi obdarowała mnie Monika . Jaszcze raz dziękuję!

Lilie w końcu kwitną i cudnie pachną.
Pomalowana i patynowana osłonka .

A na koniec pomysł na klosz . Szklana miska ,plus drewniany krążek i żeliwne elementy. Co prawda wykorzystałam już istniejący" ozdobnik " Oderwałam go od nakrętki , muszę przyznać ,ze klej trzymał porządnie ,nakrętka z tej walki wyszła całkowicie połamana .

I tak pokrótce wyglądał miniony tydzień . A miało być tak pięknie przy obróbce zdobyczy . Zdążyłam jedynie rozmontować mini witrynkę ,i pomalować dzbanek ,który dostałam od Moniki , ale o tym później.

17 lipca 2009

Cierpliwość popłaca ,doczekałam się leżaka.

W zeszłym roku wymyśliłam sobie , że jeśli ma być kupiony leżak ogrodowy ,to taki z prawdziwego zdarzenia . Takie łóżko na kółkach ,żebym mogła swobodnie przetaczać je z jednego końca ogrodu na drugi.Niestety, mąż samodzielnie porządził się i któregoś dnia zakupił dwa leżaki ,ale nie takie jakie chciałam ! Zachwytów nie było ,trochę się z tego powodu nadąsał,i chyba w tym momencie rzuciłam na nie klątwę . Nie minął miesiąc ,a leżaki jeden po drugim się rozpadły !!! Na szczęście ,nie było problemu ze zwrotem felernych mebli. . Wyszło na moje ,ale nadal nie miałam tego upragnionego !
Cierpliwie wypatrywałam w klamociarni podobnych mebli .Długo cisza....kilka dni temu wchodzę i oczom nie wierzę ...stoi ....cena jak za zwykły leżak plastikowy. Natychmiast zadzwoniłam do M i pochwaliłam się znaleziskiem (tak gwoli przyzwoitości ) po czym mebel zaciągnięty został do domu. Wczoraj siedząc na nim ,zastanawiałam się ,gdzie ja dostanę materac do niego . Nigdzie nie widziałam tak szerokich i w odpowiednich miejscach łamanych . No właśnie ,muszę się przyznać do swojego gapiostwa ! Dopiero wczoraj zauważyłam wszystkie możliwe opcje jego "łamań ". Taaaak ,można śmiało wyginać na nim ciało ! Niezła gimnastyka . No ale nie o tym miałam napisać ... właśnie materac. Z nimi mam jeden problem, siadając na tego typu "wyściółkach" zadaję sobie pytanie ...ile ciał na nim się już wypociło. Dlaczego producenci nie pomyślą o zdejmowalnych pokrowcach na materace. A jak już na jakiś trafię, to cena przewyższy pewnie cenę leżaka. Sama zrobię ! Materac z Tuśkowego łóżeczka jeszcze jest ,jakieś resztki gąbki ,pozostałości po tapicerowaniu łóżka w sypialni są ,i duży ręcznik kąpielowy ,leciwy ale w bardzo dobrym stanie .Praca trwała może z godzinę , ale mam czego chciałam . Ręcznikowy pokrowiec można zdejmować do prania , a całość prezentuje się tak.

Wiem ,że nieładnie się chwalić ,ale jeżeli już miałam tyle cierpliwości ( o co u mnie bardzo trudno )co mi tam, chwalę się ...mam mój upragniony łóżko-leżak ogrodowy! Opłacało się czekać.

Tego samego dnia ,trafiłam na szklaną osłonkę do świecy za całe 2 złote! .Ostatni element do mojego wymodzonego świecznika. Cierpliwość popłaca!

Ostatnio natrafiłam jeszcze (ale już u siebie ) na starą szydełkową wstawkę do poduszki . Przeleżała chyba z dwadzieścia lat ,szczęście ,ze w młodości byłam na tyle przytomna i ten fragment poszewki ocaliłam od zniszczenia.Wypruwanie zajęło jednak sporo czasu, ale cierpliwe uwalnianie jej od resztek płótna opłaciło się . Na razie zawiesiłam znalezisko w drzwiach kuchni ,tak dla nacieszenia oka .Wymiarami wstawka pasuje idealnie do jednej z ram okiennych w których są teraz grafiki i chyba później ją tam wyeksponuję. Cierpliwość popłaca.

A może macie jakieś propozycje co z nią zrobić?

Pozdrawiam i życzę miłego weekendu!

15 lipca 2009

Suszy się...

Ostatnio zabrałam się za suszenie ziół,co prawda zaczęłam od lawendy ,którą dostałam ,a jeszcze po drodze załapały się róże.Stały w wazonie przez tydzień ,nie tracąc nic na urodzie ,pomyślałam ,że jeżeli takie dzielne ,przedłużę ich żywot . Niektóre zioła z mojego ogrodu, już nadają się do suszenia jak majeranek ,tymianek ,oregano i mięta cytrynowa .Inne jeszcze muszą podrosnąć .Martwi mnie jednak duża wilgotność ,prawdopodobnie reszta pójdzie do suszarki.
Z lawendy wyszły dwa większe ,pięknie pachnące bukieciki ...


a z resztek trzeci maleńki .
Ramkę zrobiłam dosyć dawno z plastikowych sztukaterii. Wczoraj na szybko lekko ją spatynowałam i powstała mała pachnąca dekoracja do łazienki.
A jeżeli post o suszu i jestem w łazience ,to pokażę drzewka z jemioły .Co prawda stare ci one jak na susz ,trochę im listów ubyło przez odkurzanie i odświeżanie .Zrobiłam je na pierwsze nasze bożonarodzeniowe święta w tym domu. Jemioła pięknie się wybarwiła na kolor starego złota ,w tym roku postaram się zrobić nowe.
Niestety łazienka to jedyne pomieszczenie ,gdzie jakimś dziwnym trafem żywe kwiaty padają jeden po drugim ,jemiołowe drzewka trochę ratują sytuację . Ostatnio nastąpiła kolejna próba ,wstawiłam paprotkę ,zobaczę jak długo wytrzyma ... tfu ,tfu , tfu ...na psa urok .Przesądna to ja nie jestem ,ale co mi szkodzi.
Zdjęcia uczynione trochę przez przypadek ,obudziłam się dzisiaj po 4 nad ranem????Przy okazji zajrzałam do Tuśki i spodobał mi się widok ściany nad jej łóżkiem .Poranne promienie słońca spotęgowały jeszcze kolor ścian w jej pokoju. Dobrze ,że się nie obudziła i nie zobaczyła matki latającej o świcie nad nią z aparatem...hi hi hi.
Ale wszystko w temacie ,bo wianuszek komunijny też się ładnie zasuszył.

Pamiętacie Zuzannę ? Ma już 3,5 miesiąca . Wyrasta na bardzo przyjacielskie i przymilne zwierzę .Biega teraz swobodnie i widać ,że sprawia jej to wielką frajdę . Nic dziwnego ,że Tusia co chwilę chadza tam w odwiedziny.
Ostatnia wizyta.
Wołamy ...jeszcze nie załapała kto przerywa jej skubanie trawy ,
Poznała...wyraz pięknego pyszczydełka się zmienił , oczy przymrużone.....biegnie ....wie już ,że dostanie coś smacznego...
Już teraz wiem ,dlaczego mąż kupuje coraz większe worki jabłek .
Zuzanna łasi się jak psiak ,szczególnymi względami cieszy się Tuśka , klaczka chodzi za nią krok w krok i dosłownie upomina się o głaskanie .

Tak na koniec moje nędzne próby robienia zdjęć w nocy . Staram się to rozgryźć ,ale idzie mi jak po grudzie . Może ktoś mądrzejszy da mi kilka rad , jakie ustawienia są wskazane ,będę bardzo wdzięczna .

9 lipca 2009

Ramy i syrop lipowy.

Lustro zakupiłam ,jak mogło by być inaczej ...na klamotach, jeszcze przed komunią Tusi .Trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno,tanio ,chyba ze względu na jego fatalny wygląd. Ktoś potraktował je czarną farbą w sprayu ,dodatkowo zahaczając o taflę lustra.
Tak wyglądało po oczyszczeniu samego lustra ,na ramie gdzie nie gdzie prześwitywała złota fara.

Wyczyściłam i pomalowałam past. orchideą, a że chciałam spróbować czegoś innego niż do tej pory ,zrobiłam coś na podobieństwo patynowania ,taki mój prosty domowy sposób. Wiem że Ameryki nie odkryłam ,ale dla zainteresowanych napiszę jak to "zmalowałam" .
Ciemno brązową akrylową wodną ( polecam barwniki ,żeby co chwilę nie kupować puszki w innym kolorze)rozcieńczyłam do bardzo płynnej konsystencji.Pomalowaną wcześniej na jasny kolor ramę ,w całości przemalowałam rozcieńczonym brązem. Po chwili ,nadmiar farby wytarłam papierowym ręcznikiem . Po wyschnięciu ,przetrzeć drobnym papierem ściernym . Na koniec całość zabezpieczyłam kremem woskowym .

Mały przerywnik różany.

Trochę fotek z okolic sesji zdjęciowej ,moje zarastające zieleniną ruiny.
Bluszcz i paprocie ,te dwie rośliny najlepiej się u mnie rozrastają .

Przy okazji ,zrobiłam w ten sam sposób ,małą ramkę gipsową .W końcu ,po kilku miesiącach się doczekała . Była złota ,trochę obtłuczona ,z delikatnymi wytłoczeniami .Okazało się ,ze ten sposób patynowania, doskonale wydobył na światło dzienne jej fakturę.


Winobluszcz w niesamowitym tempie zarasta ścianę domu i wszystko co się tam znajduje .Chyba jedyny plus wilgotnego lata .

Na koniec syrop lipowy . Przepis można znaleźć u Moniki na blogu TUTAJ .
Lip na działce posiadam sztuk 8, szkoda było nie wykorzystać okazji i nie przetworzyć na coś smacznego i leczniczego . Trochę kwiatów ususzyłam ...
ale ,że Tuśka nie lubi herbaty lipowej ,za to lubi słodkości ,powstał syrop .
Wczoraj lało ,uwięziona w domu, trochę z nudów ,przyozdobiłam buteleczki z syropem.

Małosolne .... ale już niedługo .
Related Posts with Thumbnails