28 czerwca 2011

Rolety + karnisz .


Okno w jadalni od dłuższego czasu czekało na to, by je czymś przystroić , nie chodziło nawet o estetyczne walory , ile o możliwość zaciemnienia . W okresie jesienno - zimowym , słońce jak wiadomo skraca sobie swoją drogę i niestety w porze obiadowej natarczywie zagląda nam wtedy w talerze . Nie mam nic przeciwko temu , by sprawdzało nasze menu , ale przy okazji daje tak po oczach , jak przy najcięższym przesłuchaniu przez służby specjalne w zamierzchłych czasach PRL-u. Komfort degustacji potraw pryskał ,a my ewakuowaliśmy się do kuchni .
Nie tak dawno chwaliłam się łupami z SH , narzutą i batystem z których powstały zasłonki do kuchni . Wtedy też trafiłam na zasłonki w kolorze beżu z cienkiego płócienka , uszyć rolety nie tak trudno , ale jeszcze trzeba je na czymś zawiesić . Jak zwykle do sklepu po gotowca nie jest mi po drodze , szybciej pogrzebać w zasobach domowych i spróbować zrobić sobie karnisz z tego co znajdę w obejściu . I tak znalazłam rurkę metalową ( przeznaczenie - instalacja wodna ) , żeliwne elementy wykorzystywane przy ogrodzeniach ( lubię mieć ich trochę w zapasach magazynowych) przydały się też trzonki od drewnianych łyżek , które zostały po produkcji sztućców sałatkowych łączonych z trzonkami od połamanych noży . Jedyny karniszowy element , to stare drewniane mocowanie przyścienne , w którym wydłubałam rowek , by rurka na rolety miała oparcie . W żeliwnych rozetkach i grotach nawierciłam otwory i połączyłam śrubami z drewnianymi kołeczkami dodatkowo sklejając moim ulubionym klejem (Montagefix-PU ) . Całość ujednoliciłam jasnobrązową farbą akrylowo wodną do drewna i metalu ,jedynie na żeliwie nadmiar jeszcze mokrej farby starłam szmatką ,tak by została tylko w zagłębieniach.






Rozetki zamocowane w przyściennym drewnianym mocowaniu karniszy , a groty z trzonkami wsunięte w rurkę . Karnisz jak ze sklepu ... i dobrze ,że mi nie po drodze.





Mało dłubaninek ,majsterkowanie jakoś mi nie w głowie odkąd pogoda dopisuje , za to łatwy dostęp do maszyny do szycia obfituje w wiele przeróbek ciuchów ,czego raczej pokazywać nie będę , ciuchy jak ciuchy , najważniejsze by wygodne były. Drobiazg ozdobno - ciuszkowy jednak będzie , posiadam przecież podlotka domowego , a ten się ostatnimi czasy lubi ozdabiać . Przy ostatniej wspólnej wizycie w pasmanterii Tuśka wypatrzyła sobie guzik , moim zadaniem było tylko zrobić z niego broszkę .


Nie może się obyć bez małych trafień giełdowych, powiększyła mi się kolekcja szkła i cynowych talerzy . Co prawda częściej spotykam te mniejsze ,a marzy mi się uzbierać co najmniej 6 dużych by służyły za podkładki do serwisu obiadowego , od czegoś trzeba zacząć , na razie jest jeden !


Miarka z grubego szkła, idealna również na letnie napoje




Szklany klosz .




Mini tabliczka .

Na koniec , tarasowo . Roślinki już się ładnie rozrastają , w tym roku troszkę inaczej ,połączyłam drobniutkie białe kwiatki z trawami .





Odrobina ostrzejszej kolorystyki też nie zaszkodzi.

Pozdrawiam ciepło i wakacyjnie!

Do miłego.

13 czerwca 2011

Garażowe znaleziska .

Okazało się ,że tak naprawdę nie wiem co posiadam , a właściwie, co w garażu chowa mój Połowiec . Jakiś czas temu zebrało mu się na porządki garażowe co zdarza się od wielkiego dzwonu , ale dzięki temu w stercie śmieci do wyrzucenia znalazłam starą skrzynię po amunicji ! Na pierwszy rzut oka nie wyglądała zbyt atrakcyjnie ,brudna , usmarowana wiekowymi warstwami tłustych smarów ,o zapachu nie wspomnę. Postała sobie trochę w tej swojej umorusanej formie jeszcze czas jakiś , póki przez przypadek nie wpadłam na pomysł jak ją z tych smarowideł wyczyścić .


Sposób czyszczenia okazała się prosty i skuteczny a objawił się, razu pewnego ,kiedy to przyglądałam się jak to reszta naszego stadła ,miota się przy myciu samochodu . Myjka ciśnieniowa to jest to !

Szkoda ,że nie zrobiłam zdjęcia , przed tym jak to dorwałam się do oczyszczania , wierzcie mi na słowo , różnica ogromna . Woda pod ciśnieniem potrafi oczyścić najgłębiej wżarty brud. Strumień wody czyścił , aż wióry leciały , o brudzie nie wspomnę ! Minęło jeszcze trochę czasu nim drewno porządnie się osuszyło stojąc na tarasie ,a tam w międzyczasie skrzynia służyła jako pojemnik na zioła ,do czego zresztą nadaje się idealnie ,bo wnętrze ma wyłożone szczelnie cienką blachą. Z garażu wyłowiłam jeszcze składany taborecik , miał być podstawą do skrzyni .

Jednak po odkręceniu wieka , okazało się ,ze idealnie pasuje do konstrukcji taborecika z którego usunęłam wcześniej materiał. Z jednej strony przykręciłam zawiasy ( idealnie dopasowane rozstawem ) z drugiej zaczepy zamków ... wyszedł stoliczko-taborecik .

A póki co, robi za podstawę do skrzyni ,która pełni teraz funkcję gazetnika.



Aranżacja nieprzypadkowa, tylko nie myślcie sobie ,że panują u nas na co dzień takie burżuazyjne nawyki trunkowo-żywieniowe . Po prostu kilka dni temu , minęła kolejna nasza truskawkowa rocznica , tradycyjnie umilona szampanem i truskawkami.



Przy tej okazji podam Wam propozycję na drink-deser idealny na letnie świętowanie . Pochodzi z czasów kiedy jeszcze kandydat na Połowca tokował i czarował , czyli miłe wspomnienia nierozerwalnie związane z rocznicą . Proste i pyszne , brzoskwinie z szampanem . Brzoskwinie z puszki pokroić w kostkę dodać trochę syropu , kilka kostek lodu i zalać szampanem. Można oczywiście wzmocnić niewielką ilością białych procentów ,nadal jest pyszny ale lojalnie uprzedzam ,działa z zaskoczenia ! Wiem coś na ten temat , zwłaszcza jak świętujemy co roku z sąsiadką , zakończenie lata tym drinkiem . Wtedy to mieszamy w dużym szklanym naczyniu wszystkie składniki i .... no koniec wakacji jest mile wspominany...

Kolejny garażowy ,,wywłok" ,dosłownie wywlokłam go po 6 latach leżakowania , to dywan . Przejęty z dobrodziejstwem inwentarza wraz z nabyciem domu . Po tych sześciu latach zakodowane w pamięci miałam ,że po pierwsze ,podobał mi się jego kolor , po drugie ,że miał sporo dziur na szczęście tylko na brzegach no i co najważniejsze ,że jeszcze coś można z niego wykrzesać z minionej urody ! Na dodatek Połowiec straszył ,że go w końcu wyrzuci ! Po rozwinięciu okazało się ,że pamięć mam dobrą ( jeszcze ) i z zapałem zabrałam się za renowację . Po wszystkim to i tak mam dla siebie wiele podziwu ,że starczyło mi tego zapału by zakończyć pracę . Zaczęłam od odkurzania ... po czym stwierdziłam ,ze nie ma to najmniejszego sensu ,i nie ma innego wyjścia jak porządne trzepanie . Trzepałam prawie 4 godziny z krótkimi przerwami na odzyskanie władzy w rękach , po tej czynności wyglądałam bardzo malowniczo , kolorystyka szaro-bura ,czułam się ,jak bym się nasmarowała smołą i wytarzała w pierzu . Całe szczęście jednostek ludzkich w okolicy nie było i nikogo nie naraziłam na zawał serca. Potem znowu odkurzanie , przybyła na ratunek znajoma i profesjonalnie wyprała dywan . Po wyschnięciu jeszcze raz zwilżyłam dywan ,po czym osuszałam ręcznikami i ... szczotkowałam szczotką drucianą by włos nabrał puszystości . Na koniec brzegi z dziurami zostały obcięte i na nowo dywan został obszyty. I właściwie co tu pokazywać dywan jak to dywan , ale przez te litry potu nad nim wylane właśnie ,że pokażę ! I to jeszcze na trzech zdjęciach , bo jedwabne dywany mają to do siebie , że z różnych stron inne barwy przybierają . Dobra koniec pisaniny ...wizualizacja nastąpi !






I to tyle z nowinek Jagodowych na dzisiaj ,pozdrawiam wszystkich słonecznie i do miłego!!!


2 czerwca 2011

Drobiazgi, trafione ,wygrzebane i znalezione.

Odkąd pogoda dopisuje ,działania przeróbkowe ,zastąpiły prace ogrodowe , a że temperatury były prawie tropikalne ,leniwie coś tam sobie poprzesadzałam , chwastów pozbyłam , porządki wkoło domu odwaliłam ... zresztą same wiecie , jak już z domu w ogród wygoni , zawsze znajdzie się coś do zrobienia. Zatem dzisiaj drobnica , zaczynam od metalowych kieliszków ,które trafiłam na giełdzie i z których nabycia bardzo się cieszę , bo od dłuższego czasu ich szukałam . Niby przeznaczone do trunków , ale chodziło mi po głowie ,by nabyć takie , które można by było wykorzystać jako kieliszki do jajek ... chociaż do syropu czy nalewek też się przydadzą ...


a i jako podstawki do porcelanowej solniczki i pieprzniczki w kształcie jajek nieźle wyglądają . Im więcej zastosowań , tym mam mniejsze wyrzuty sumienia , że znowu jakąś staroć do domu przytargałam .


Kolejny jest obrus , połączenie starego z nowym . Wygrzebany w second handzie , haftowany środek do niczego , za to ręcznie dziergana koronka w doskonałym stanie . Wystarczyło tylko odpruć i przyszyć ją do cieniutkiego lnu i już ma nowy look .


Była też mała odskocznie przeróbkowa , dwupoziomowa puszka , taki drobny nabytek za 2 zł.


Pracy niewiele , by zasłonić dziury po starym uchwycie umieszczonym po skosie ,wycięłam z cienkiej sklejki fantazyjny kształt ,przykleiłam do wieczka i dodałam nowy uchwyt .


Całość pomalowana kilka razy na biało ,na koniec jedną warstwą w kolorze waniliowym i przetarte.





Na giełdzie trafiłam jeszcze na słoik z grubego szkła z sześcioma przegródkami na przyprawy , oraz sitko bez rączki . Może pamiętacie jak dostałam połamane noże , był wśród tego złomu mały widelczyk do owoców i właśnie teraz trzonek od niego ,przydał się do naprawienia sitka jeszcze mały dodatek w postaci wkręconego oczka na końcu trzonka , by można było odwiesić ...takie sklecone maleństwo .




I jeszcze przydasie kuchenne ( bo bogata w trafienia drobiazgowe giełda była ) miarka z grubego szkła i nóż do ziół , przedmioty przydatne ,tak więc nabyte bez wyrzutów sumienia .


Ostatnia kategoria , to znalezione ... czyli co można przynieść do domu ze spaceru po lesie ... na pewno wiele z jego naturalnych zasobów ,ja natomiast znalazłam dwie , pięknie nadgryzione zębem czasu i naturalnie spatynowane dechy. Prawdopodobnie części starych drzwi ... pochodzę jeszcze trochę i pewnie znajdę resztę ... he he .


Poza dokładnym wyszorowaniem ,nie trzeba było z nimi nic robić . Zamontowałam na nich świeczniki które powstały z resztek żyrandola , dopełniły całości tak jak by miało to wyglądać od zawsze .


Ostatnio w jadalni mam jeszcze jedną rzecz , którą można zakwalifikować pod hasło ,, co ludzie z domu wyrzucają" a ja ze zdziwienia wyjść nie mogę . Właściwie po co się dziwić, lepiej się cieszyć , że w second handzie trafi się w stercie materiałów na wagę taki obrus z haftem richelieu ... a radochę mam okrutną.


I to na tyle drobnicy miszmaszowej , na koniec kilka migawek ogródkowych , nie za dużo by nie zanudzić , na dowód że w nim działam ,a w ostatnim czasie suszy , najczęściej biegam przestawiając spryskiwacz ,by do reszty trawa nie uschła. Na moje szczęście wczoraj przetoczyła się nad nami burza z ulewnymi deszczami i na jakiś czas wizja pustyni za oknem odpłynęła .

















Pozdrawiam serdecznie i do miłego!
Related Posts with Thumbnails