25 maja 2010

Kilka błahostek i poważniejszy temat.

Zaczynam pisać post już nie wiem który raz z rzędu,nie mam natchnienia do opisywania tych kilku błahostek które ostatnio upolowałam ,bo w głowie mam tylko jeden temat ,powódź . I choć ten żywioł nie dotknął nas osobiście , niepokój czuję ogromny o losy rodzin które dotknęła ta tragedia.

Zdjęcia wkleiłam już dawno zatem ,wywiążę się z danej obietnicy i pokażę co dane mi było trafić.Pierwsze malutkie owalne ramki z których może trochę nieudolnie próbowałam zrobić Retro Charm. Mam nadzieję ,że Alicja ,mistrzyni w tej sztuce zbytnio mnie nie skrytykuje.

Dwie ,w takiej formie zdobią świecznik.

Napis w jednej z ramek ,wkleiłam jako żart, niekoniecznie może oznaczać tempo w muzyce .
Kolejne ramki potraktowałam jako etykietki przy słoikach opisujące zawartość, zresztą słoiki to też nowy nabytek . Zakupione w PEPCO po bardzo atrakcyjnej cenie ( 3,99-, ) tworzą niezły komplet z dużymi słojami o podobnej formie.
Etykietki to produkt uboczny tworzenia Retro Charm , wyszła mi nadprodukcja wycinanek, a że miałam kilka kartoników -metek po ciuchach ,to je wykorzystałam w ten sposób.
Trochę szkła ,na nalewki ,wino czy syropek . Nieraz trafienia potrafią mnie zadziwić ,każda rzecz pochodzi z różnych miejsc ,po czym okazuje się ,że tworzą mały komplet ,tak jak ta mała szklana zbieranina .
Podobnie było w przypadku ramy i lustra , niby przyszły w jednej dostawie do mojej ulubionej klamociarni ,ale na pewno nie stanowiły całości . Wracałam już z ramą do domu ,gdy przypomniało mi się ,że w masie rozpakowywanych dopiero rzeczy ,mignęło mi w przelocie owalne lustro. Wróciłam ...i co... pasowało idealnie . A swoją drogą wspomniałam kiedyś ,ze niekoniecznie przepadam za złoceniami ,to teraz jak na złość trafiają mi się takie , co prawda problemu nie widzę ,zawsze można przemalować , prawda? Jednak tego cudeńka nie przemaluję ! Zostanie w takiej formie w jakiej go kupiłam .
Stareńki krzyż ...
nadszarpnięty zębem czasu....



gdzieniegdzie brakuje mu elementów metalowej koronki i innych szczegółów ale zostanie właśnie taki !
Pozwólcie ,że wrócę jeszcze do tematu powodzi. W niedzielne przedpołudnie , wykorzystując ładną pogodę wybraliśmy się na rowerową wycieczkę. Pojechaliśmy nad Prosnę ,płynącą kilka kilometrów od naszego domu. Zdjęcia wyglądają może idyllicznie ale uwierzcie mi , stojąc tam przez chwilę ,nogi miałam jak z waty , dotarła do mnie w pełni siła żywiołu. Śledząc na bieżąco wiadomości tylko w części dociera do nas ogrom tragedii. Z wyobrażeniem sobie z czym zmagają się teraz ludzie dotknięci przez żywioł nie mam problemu, nie będę się powtarzać , Joasia na swoim blogu podała namiar, w jaki sposób możemy pomóc. W kupie siła ! ...może trywialne określenie ale nader dosadne ,niektórzy stracili wszystko ,wystarczy podzielić się tym co mamy ,by jakoś złagodzić czas ,który teraz nadejdzie ,odbudowy tego co zostało zniszczone przez żywioł.
W tym miejscu, z reguły woda przepływa 3 metry pod mostem w głębokim korycie rzeki .

Wszystko dalej ,to zalane pola.

Wczoraj byłyśmy w Kaliszu ,zdjęcie niedaleko szkoły językowej Tuśki .Prosna przekroczyła stan alarmowy prawie o metr, takiej sytuacji nie było w Kaliszu od 200 lat.

Stan wody powoli zaczyna opadać.

Zamieściłam dzisiaj dwa ,jakże odległe od siebie tematy ,wybaczcie ,ale wiecie ,że u mnie hurtowo zawsze.

Pozdrawiam serdecznie.

20 maja 2010

Druciaki i produkcja kuchenna ku zdrowotności.

Pogoda nas niestety nie rozpieszcza, ciągły deszcz i chłód nie zachęca do wystawienia nosa z domu , wtedy najlepiej zaszyć się w kuchni .Tak właśnie zrobiłam , pozazdrościłam co niektórym ,miodków , syropów i sama zabrałam się za ich produkcję. cel szczytny ,bo przecież wszystko to ku zdrowotności !Na początek , pochwalę się Wam jednak moimi zdobycznymi druciakami , pierwszy trafił się kosz , który podwiesiłam do świecznika wiszącego w kuchni. Praktyczna rzecz , dzięki niemu zyskałam trochę powierzchni na stole ....

a i lewitujące w ten sposób owoce, ładnie się prezentują.


Owoców i warzyw sporo się u nas w domu pochłania , tak że ,drugi druciak też się przydał .Tym razem parapet kuchenny został troszeczkę odgruzowany ,dawno miałam ochotę na coś podobnego . Zresztą ostatnio poszczęściło mi się w klamociarskich zakupach i trochę do domu przywlekłam dobra przeróżnego . Część czeka na lepsze czasy do przeróbki a kilka rzeczy już zadomowiło się w nowym miejscu , ale o tym w następnym poście.

Druciaki się zaprezentowały ,to teraz o syropkach .

Na wielu Waszych blogach widziałam syrop ,z młodych pędów sosny zasypywanych cukrem.Tylko ,że nie miałam pojęcia jakie części młodych pędów sosnowych są najlepsze na syrop , poszukałam w necie informacji i trafiłam na artykuł ,jakie pędy są najlepsze i jak je zebrać by nie zaszkodzić drzewu. Jeżeli jest ktoś zainteresowany odsyłam TUTAJ . Niestety na syrop robiony w ten sposób trzeba cierpliwie czekać , ja natomiast z tych niecierpliwych ,doszło jeszcze kaszlące dziecko przy boku , szukałam dalej i z kilku przepisów wyszedł mi jeszcze jeden.


Syrop sosnowy .

Młode pędy sosny wypłukać i połamać na małe kawałki. Przełożyć do garnka, ( można dodać pokrojoną w plasterki pomarańczę ) zalać wodą i gotować 15 - 20 minut. Odstawić do przestudzenia na 2 godziny od czasu do czasu mieszając. Przecedzić przez gęsta gazę , czysty wywar gotować w proporcjach 1 litr wywaru na 1 kg. cukru przez około 1-1,5 godziny. Gorący przelać do słoiczków .
Wyszedł pyszny ,polecam gorąco!

Wyszło mi 4 litry wywaru do którego wcześniej dodałam 2 pokrojone pomarańcze. W niektórych przepisach , gotowanie trwa ponad godzinę. W artykule o którym wspomniałam wcześniej wyczytałam jednak ,że zbyt długa obróbka cieplna może wpłynąć na smak syropu . Dlatego gotowałam na małym ogniu tylko 15 minut i odstawiłam na dwie godziny ,by pędy przez ten czas zmiękły i puściły jak najwięcej soku. Jeszcze jedno ...świetna baza na nalewkę , wystarczy dodać procenty!
Radzę zaopatrzyć się w rękawiczki ,młode pędy kleją się sokiem żywicznym!
A jak się leczyć , to na całego ,zrobiłam syrop z mniszka z przepisu Alexy , ale za sprawą Elisse dodałam pomarańczę!
Przy tak kiepskim oświetleniu ,zdjęcia wyszły nieszczególne , w porywach walczyłam na dwa aparaty ,chyba jeden dogorywa i musi serwis odwiedzić. A wystarczyłoby trochę słońca , jak tak dalej będzie trzeba wypuścić za nim list gończy. Miejmy nadzieję na ładny weekend , czego życzę sobie i wszystkim zerkającym do Jagodowego zagajnika.
Pozdrawiam .



13 maja 2010

Zdjęcie 10-te...starożytność.

Do zabawy ,bym odszukała najstarsze zalegające w komputerze, 10-te w kolejności zdjęcie zaprosiła mnie Mirelka. Nie było to tak trudne ,bo cyfrówki dorobiłam się dosyć późno ,więc archiwum nie jest takie wielkie. Zresztą zdjęcia z tego wypadu robione były nawet pożyczonym aparatem ,nie są najlepszej jakości, w muzeum nie wolno było używać lampy ,ale co mam ,to zapodam. Zdjęcie ,to początek naszego zwiedzania Muzeum Pergamońskiego w Berlinie. Należało by jeszcze opowiedzieć jego krótką historię ... powstało dwa lata temu podczas majowego weekendu ... a zwiedzanie muzeum było spełnieniem chociaż częściowo marzenia Tuśki. Otóż dziecię moje ,odkąd pamiętam pałało miłością do Tutanchamona (???) do Egiptu się nie wybieraliśmy ,za to Berlin był bliżej ze swoimi muzealnymi zasobami. Wiem ,wiem , zaczęliśmy nie od tego co trzeba muzeum ...kierunek lekko nam się pomylił !
No ale jak już tam dotarliśmy ,to aż szkoda by było nie wpaść na dłużej , prawda? Jak wiecie , na jednym zdjęciu u mnie się nie kończy ...nie ma tak lekko! Prowadzę typowo wnętrzarski blog i zamierzam Was pomęczyć zdjęciami starożytnych eksponatów dekoratorskich , które zresztą chętnie przygarnęłabym pod swój dach.... mam nadzieję ,że w razie ( broń Boże ) zniknięcia któregoś ,nie przyjdą po mnie ,jako pierwszej podejrzanej ! Poniżej tylko maleńka cząstka z mojej dokumentacji tej wycieczki.








Te figurki, to mi się jeszcze długo śniły po nocach...he he .



A mozaiki........ech szkoda pisać, długo jeszcze gałek ocznych nie mogłam wstawić na właściwe miejsce.
Na całe szczęście Muzeum Starożytności znajduje się niedaleko , Tuśka prawie biegiem przemierzyła ten odcinek drogi . Cieszę się ,że spełniliśmy chociaż w części jej marzenie i podziwiając muzealne eksponaty , poczuła namiastkę klimatu strożytnego Egiptu .















Do zabawy chciałabym zaprosić :

W tak deszczowy dzień z przyjemnością wróciłam do tych trochę zapomnianych zdjęć ,jak widać od niepamiętnych czasów ludzie otaczali się pięknymi przedmiotami . Całe szczęście ,że przetrwały , możemy je podziwiać i cieszyć oczy kunsztem starożytnych dizajnerów.
Serdeczności i do miłego!

6 maja 2010

Ciepło ,cieplej ...

Tytuł ...ech ,pobożne życzenie . Niestety to co widzę za oknem nijak się ma do majowych oczekiwań . Leje jak z cebra , 7 stopni C. Optymistycznie tylko mogę stwierdzić ,że chociaż na plusie !Sama z przyjemnością w taką pogodę zawinęłabym się w koc i usiadła przy kominku , ale go niestety nie mam!!! Dobra pojęczę sobie później a teraz zapodam troszkę zieleniny którą pomalutku zagospodarowywuję taras i okolice domu ,gdy robiłam zdjęcia było ciepło.
Kwiecia jeszcze mało , zresztą nie jestem zwolenniczką pelargonii czy surfinii.
Za to lubię różne odcienie zieleni albo roślinki o zgoła innym zabarwieniu liści. tak na dobrą sprawę nie muszą nawet kwiatków posiadać .


Takimi kwiatowymi wyjątkami są stokrotki i lobelia (jeszcze nie zasadzona niestety) do nich mam sentyment i co roku obsadzam nimi doniczki czy kosze.

Sundaville ,też może być.
Przed wejściem do domu kilka odmian stokrotek w garach zagościło.

Jeszcze niewiele tego ,ale systematycznie będę dokładać to co wpadnie mi w oko i ręce.
Pewnie zastanawiacie się po co mi opał na tarasie ...niby kompozycja nieźle się prezentuje sama w sobie , ale...
kominka niet ,za to stałam się szczęśliwą posiadaczką kozy ogrodowej . Można to tak nazwać? Namiastka ogniska ,które na dodatek można taszczyć za sobą w każdy kąt ogrodu o tarasie nawet nie wspomnę . Pierwsze rozpalanie właśnie na nim się odbyło.

Na ostatniej giełdzie od razu wpadła mi w oko. Kręcił się wkoło niej już jeden zainteresowany i tak w pewnym oddaleniu czarowałam by się jednak nie zdecydował . Zaklęcia zadziałały , w tym momencie wkroczył Połowiec , bardzo lubi negocjować ,to też pozwoliłam mu wykazać się swoimi talentami .

Trochę spatynowana rdzą ,co jednak dodaje jej uroku ,kształty ma ponętne , nóżki zgrabne. Sama w sobie jest ozdobą .
Dobrze , przyznam się ... ze mnie piromanka mała jest , oczywiście nie latam po wsi z zapasem zapałek szukając dogodnego obiektu . Co to to nie , drobniejszego kalibru jestem , pierwsza chętna do rozpalania ogniska , wygrzewania się w jego cieple i wpatrywania się w igrające płomienie.
Przyda się na chłodniejsze wieczory ,i tu wychodzi jak mało mi do szczęścia potrzeba ,kilka płomyczków skaczących po drewnie. Cieplej ?

Tak mi czarowanie dobrze ostatnio poszło ,że spróbuję pogodę zaklinać ...może uda się kilka stopni więcej ciepła przyciągnąć do nas . Bredzę? Możliwe ,bez słońca głupawki dostaję.
Serdeczności i do miłego.
Related Posts with Thumbnails