26 lutego 2010

Taki mały zimowy bzik żywieniowy.

Zanim będzie o bziku muszę podjąć pewien temat. Doszły mnie słuchy ,że w moim ogrodzie ma być organizowane miasteczko namiotowe.Wyobraźnia zrobiła swoje i już widzę ten obóz w Jagodowym zagajniku z rozstawionym namiotem wojskowym i garkuchnią serwującą grochówkę . Obóz przetrwania pod hasłem poszukiwaczek skarbów klamociarskich.Mam tylko pewne obawy ,że w okolicznych klamociarniach i na giełdzie nie wystarczy dla wszystkich towaru....hihihi. No nic, można potraktować obóz jako bazę wypadową i na przykład zorganizować wycieczkę autokarową ...kierunek Czacz. Nie wiem czy już ktoś wpadł na pomysł ,żeby organizować tego typu wycieczki. Uchachana jestem ,no bo same wyobraźcie sobie autokar pełen rozentuzjazmowanych bab ,pędzących na zakupy w nieznane.Prawie się popłakałam ze śmiechu ,na samą myśl o takim malowniczym widoczku , a wszystko zaczęło się od komentarza Elisse....kochana ciasno w namiocie się zaczyna robić! No dobrze , a teraz będzie kuchennie . Zima trwa ,chociaż pluchowata się teraz zrobiła i jak większość ,tęsknię za kolorami . Nie jest to może zaklinanie wiosny ,ale chęć przywołania słonecznych klimatów. Barwy warzyw i owoców trochę pomagają w osiągnięciu tych efektów, tylko smak jeszcze nie taki jak powinien.

Jakiś czas temu ,będąc u znajomych na kolacji ,gospodarz zaserwował pyszne spaghetti z suszonymi pomidorami . Danie proste i wyborne,smak spodobał się mojemu Połowcowi na tyle ,że natentychmiast zakupił produkt ,a że umiaru w zakupach nie posiada rozpędził się i dodatkowo nabył cebulki i grillowaną paprykę w oleju. I tak na szybko powstała sałatka z ruccolą, fetą , cebulkami ,pomidorami i pomidorami suszonymi.

Potem popełniłam spaghetti, przepis od znajomego ,nie dość ,ze facet lubi gotować to jeszcze bardzo dobrze mu to wychodzi... buuuu , mój wodę na herbatę zagotuje a szczyty kulinarne to rozbełtana jajecznica!

Składniki.
1 cebula ,
2-3 ząbki czosnku.
1 ostra mała papryka ( ja zastąpiłam zwykłą czerwoną ,za to doprawić można suszoną papryczką lub chili, jak wiadomo byle z umiarem, bo nawet małe ilości palą ogniem piekielnym.)
filiżanka pokrojonych pomidorów suszonych ,
10 plastrów prosciutto, może być jamón,
1,5 szkl. bulionu.
orzeszki pinii.
Olej ,sól , pieprz do smaku
Na oleju podsmażamy cebulę ,pod koniec dodać zmiażdżone ząbki czosnku i pokrojoną w kostkę paprykę . Zalać bulionem ,dodać pokrojoną w paseczki szynkę i suszone pomidory, doprawić do smaku. Gotować 10-15 minut , na koniec dodać orzeszki pinii. Smacznego i polecam , naprawdę dobre.

A tak swoją drogą ,mam ochotę w tym roku zrobić suszone pomidory samodzielnie .Oglądałam wczesną jesienią program w którym zapodano przepis na takowe ,niestety trochę chyba się spóźnili z edycją ,bo było już po sezonie pomidorowym. I tu mam prośbę ,może macie swoje sprawdzone przepisy na suszone pomidory z ziołami w oleju. Chętnie poznam i wykorzystam albo inne potrawy z wykorzystaniem tego składnika.

Bardzo dobra okazała się też grillowana papryka, praktycznie samodzielnie opracowuję słoik !
Dziecię moje za to stęskniło się za rzeżuchą i innymi zielonościami .Rzeżucha zawiera sporo witaminy C, witamin z grupy B, beta-karotenu, kwasu foliowego, siarki, potasu, magnezu, wapnia, żelaza, chromu, jodu , niech je na zdrowie ,żałować nie będę!
Takich se kilka migawek kuchennych...

warzywnych i słonecznych.

Dziś na obiad pizza , a co, klimaty wakacyjne rządzą.
Świetnie nadaje się do niej ,w wersji zmiksowanej sos pomidorowo-paprykowy z ziołami ,który swego czasu popełniłam .
Na koniec spróbujcie odgadnąć co będzie w następnym poście , bo wcale w tej kuchni nie utknęłam wręcz przeciwnie . Siedzę w dolnych partiach domostwa i cały czas dłubię.Kilka drewnianych i żeliwnych elementów i metalowe kule, nastąpiło u mnie małe "zwarcie na stykach" i wymyśliłam z tego coś nowego.


Post wyszedł raczej kolorowy i słoneczny i mam nadzieję ,ze taki będzie weekend ! Czego wszystkim życzę serdecznie.

19 lutego 2010

Losowanie....zakarteczkowałam się.

Przyznam się ,że zainteresowanie paterą przerosło najśmielsze moje oczekiwania ! Dziękuję za miłe komentarze i cieszę się ,bo przez to trafiłam na wiele Waszych ciekawych blogów . Dziś dzień losowania , od rana zabrałam się za produkcję losów, pisałam , wycinałam ,składałam , wrzuciłam do koszyka zamieszałam ....długo mieszałam , na koniec wstrząsnęłam ...a co mi tam... i własną ręką wyciągnęłam ten jeden jedyny szczęśliwy los.....
trafiło na Joasiunię ! Gratuluję ! Teraz tylko proszę o adres pod który przesłać mam paterę.
jagodowyzagajnik1@wp.pl

Jak już siedzę przy komputerze to dorzucę kilka drobiazgów , które w międzyczasie poczyniłam tudzież trafiłam na giełdzie .
Znajoma poprosiła mnie o odrestaurowanie starej pokrywy od maszyny i nadanie nowego wyglądu szafeczce na klucze . Pokrywa była bardzo zniszczona ,okleina na jednym z boków odpadła całkowicie ,trochę obawiałam się czy podołam zadaniu. Jednak nie było tak źle , przynajmniej miałam okazję po raz pierwszy uzupełniać takie ubytki .Nakleiłam nową okleinę ,całość dokładnie wyczyściłam i przetarłam papierem ściernym , zabejcowałam i polakierowałam .


Szafka na klucze miała zmienić swój kolor ,długo zastanawiałam się jak ją ozdobić i stwierdziłam ,ze najprostsze rozwiązania są najlepsze . Pomalowana w kolorze kości słoniowej ,spatynowana brązem i przetarta a za dekor robi stary klucz .

Nowe -stare ramki zapełniłam i powiesiłam w kuchni.
Kilka klamociarskich zakupów za grosze , mini stolik ,który wykorzystuję teraz do odstawiania gorących garnków , metalowa pokrywka ,którą dopasowałam do osłonki i wyszedł fajny pojemniczek oraz kilkanaście sztuk cynowych talerzyków ,które będą robić np. za podkładki do kieliszków.

Malutka tacka na drobiazgi do łazienki ,która mnie trochę zadziwiła.
Kupując ją ,myślałam ,że po przetarciu po prostu ją pomaluję.

Ale kiedy tą małą ochydkę zaczęłam skrobać ,nie tyle z farby, co znajdującej się pod nią warstwy gipsu ,wyłonił się ładny rysunek odciśniętego w gipsie wzorku...

I tak już zostało , zabezpieczyłam tylko powierzchnię lakierem.
Na koniec ,kawałek toczonej drewnianej lampy, który został mi po pewnej produkcji czegoś co niebawem pokażę .Przykleiłam do niego osłonkę. Całość wspomaga teraz wizualnie jedyną roślinkę ,która wytrzymała warunki łazienkowe, mizerna ci ona ,wiem ,ale to jedyny egzemplarz który tu przeżył i chociażby za to należy jej się "wywyższenie" ...he he .
Miłego weekendu życzę i pozdrawiam serdecznie.

11 lutego 2010

Małe słodkie co nieco.

Nadejszła wiekopomna chwila...w końcu udało mi się zebrać potrzebne materiały i wyprodukować coś ,co mam nadzieję spodoba się przyszłej właścicielce.O małym candy myślałam już od dłuższego czasu , wstyd mi , że do tej pory tego nie zrobiłam . Miało być na roczek bloga ....ale przegapiłam ,pod koniec października ,czyli po miesiącu dopiero załapałam ,że ten rok już minął , GAPA JESTEM.Zatem niech będzie bez okazji albo powiedzmy z okazji dzisiejszego tłustego czwartku rozdawnictwo słodkościowe. Ostatnio zmobilizowałam się ,zwłaszcza ,że trafiłam na giełdzie na małą drewnianą paterę która idealnie nadała się do stworzenia większej patery z kloszem .

Na kloszu wymieniłam uchwyt na ulubiony element żeliwny. Tym razem nie kleiłam , za to podprowadziłam mężowi wiertła tytanowe ,którymi można wiercić w metalu i wywierciłam mały otwór w elemencie ,dzięki czemu mogłam go przykręcić do klosza. Mam pewność ,że przyszłej właścicielce ,któregoś pięknego dnia nie odpadnie.
Z bardzo dawnych czasów ,została mi deska z plastikowym kloszem . Pętała się od kilku lat po piwnicy przekładana z kąta w kąt i tak przy okazji porządków przedświątecznych już miałam wyrzucić ale .... e tam pozbyć się najłatwiej , a może jednak da się coś ...a gdyby tak...Dało się ,przykleiłam ,i przykręciłam nóżkę do deski ,całość pomalowałam nie oszczędzając klosza , zwłaszcza ,że jego zewnętrzna porowata powierzchnia nadawała się do malowania bez obawy,że kiedyś farba odpryśnie..Pomalowany wygląda o wiele "szlachetniej".
Najpierw pomalowałam całość w kolorze kości słoniowej , następnie metodą suchego pędzla cafe latte, (by uzyskać lekkie postarzenie -przybrudzenie) a na koniec w zagłębieniach brązem . Po wyschnięciu całość przetarta drobnym papierem ściernym na miękkiej gąbce.
Jeżeli spodobał się komuś mój tworek ,zapraszam ! Wystarczy tylko wpisać się w komentarzach , macie tydzień na wpisy, osoby nie posiadające bloga proszę o adres e-mail.. Zakończenie zabawy 18 lutego godzina 00.00 ,19 losowanie i ogłoszenie wyników.

Poniżej fotki z czego i w jaki sposób powstawał tworek.
MIŁEJ ZABAWY I POWODZENIA.

3 lutego 2010

Chciałam mieć wazon....

Dziś będzie właśnie o mojej chęci posiadania jakiegoś większego wazonu....i co z tego wynikło.... Ale póki co ,chyba muszę się wytłumaczyć z ciszy na blogu . Powód prosty, Wielkopolska ferie zimowe miała w drugiej połowie stycznia i trzeba było dziecku jakoś czas zagospodarować . Kierunek najbliższe góry, trasa na Jelenią Górę ,a stamtąd na górki już blisko.
Zdjęć plenerowych mało , moja kurtka i tak pojemna się okazała , wypchana każda kieszeń ,ale żeby jeszcze aparat na szyi mieć ciągle uwieszony jak dla mnie lekka przesada . I tak wyglądałam jak jedna wielka torba.


Z drogi powrotnej ...iście arktyczne plenery , gdyby nie drzewa w oddali ....
można pomyśleć ,że mnie wywiało pod biegun.
A teraz o wazonie , wspominałam kiedyś ,ze nie posiadam . Kwiaty z reguły umieszczam w wazach. Przed świętami nabyłam w klamociarni ... puchar , spodobał mi się jego kształt jak dla mnie idealnie nadawał się na wazon. Odkręciłam oryginalną podstawę i zastąpiłam ją kwadratową deseczką , metalowy puchar pomalowałam jako farbą podkładową Hammeritem, ( akurat tylko ta się w moich zasobach nadawała) ,sprawdzony sposób by docelowa farba ,w moim przypadku akrylowa wodna do drewna i metalu ,dobrze się trzymała .
Całość pomalowana w kolorze kości słoniowej , z delikatną brązową patyną na podstawie i uchwytach.


Z daleka , jak by tak się dokładnie nie przyglądać ,robi teraz za porcelanowy wazon.

Została podstawa od pucharu...
miałam jeszcze zakupiony kilka miesięcy wcześniej kinkiet...

Tak sobie obracałam w rękach dosyć ciężką drewnianą podstawę i stwierdziłam ,że nada się do utrzymania w pionie kinkietu. Tu krótkie wyjaśnienie ,od dłuższego czasu szukałam na Tuśkowe biurko lampy z dwoma żarówkami , by mi dziecię nie oślepło podczas "ciężkiej pracy " przy odrabianiu lekcji. I tak naprawdę okazało się , że puchar to przede wszystkim do tej lampy mi był potrzebny! Co tam wazon ...lampa jest ważniejsza .
Dodałam jeszcze drewniany kołek , zwieńczyłam go łamanym uchwytem do szuflad ,który wcześniej usztywniłam moim ulubionym klejem (w razie pytań ..Montagefix-PU) tak by stał pionowo i zamontowałam na nim kinkiet.
Na kinkiet , jak przy wazonie , jako podkład Hammerite, całość pomalowana na biało i spatynowana brązem . Ma docelowo stać w pokoju Tuśki ,więc będzie w takiej formie pasował do fotela.
Do zdjęć załapał się śpiewnik z 1895 roku , małe trafienie giełdowe za 6 zł. Kupiłam z myślą o papierze nutowym, ale po dokładniejszym przeglądnięciu szkoda mi go ,przetrwał tak długo w nienaruszonym stanie ,że na pewno nie dołożę ręki do jego zniszczenia.



Na koniec ,dla zainteresowanych kilka fotek poglądowych, jak wyglądała kolejność prac.
Dziękuję wszystkim za pamięć i troskę z powodu mojego tymczasowego zniknięcia , mam nadzieję ,że tak długich przerw już nie będzie . Postaram się jak najszybciej odpisać na maile i z wielką przyjemnością nadrobię zaległości na Waszych blogach.
Pozdrawiam serdecznie.


Related Posts with Thumbnails